Ewa Fonfara: Piastoludki cz. 11

Brzeskie gęsi

– Co to było? – krzyknęłam.
Zuzka odwróciła głowę w moim kierunku i wskazała ręką na niewielki dom, który właśnie ukazał się na horyzoncie.
– Za chwilę wszystkiego się dowiesz!
Po chwili z ostrym hamowaniem zatrzymałyśmy się przed ogrodzeniem sporego domostwa. Przed domem, na niewielkiej ławeczce, siedział Piastoludek z długą, białą brodą. Staruszek pieszczotliwie głaskał po szyjach podchodzące do niego ptaki, a białe, puszyste piórka, które zostawały mu w rękach pieczołowicie chował do dużego wora stającego obok ławeczki.
– To Gąsek – powiedziała Zuzka wskazując na niego głową – Chodź, przywitamy się, tylko musisz wiedzieć, że on jest trochę dziwakiem.
– Na pewno tylko on? – popatrzyłam na Piastoludkę z figlarnym uśmiechem.
Zuzka obrzuciła mnie takim spojrzeniem, że chciałabym się w tej chwili zapaść pod ziemię.
– Pamiętaj, że my nie jesteśmy zwykłymi stworkami – My jesteśmy Piastoludkami!
Tymczasem Gąsek już zauważył nasz motor stojący przed bramą, więc, aczkolwiek niechętnie, co było widać z daleka, ale jednak, podniósł się z ławeczki i podszedł do nas.
– I po co goście? – krzyczał na cały głos – po co goście? Mało mam roboty z tymi gęsiami, to jeszcze goście! Gęsi sobie przyjechały pooglądać! A, zmotoryzowana Zuzka! To jeszcze wybaczę. Worki zabierasz? Przyczepki nie widzę, co ja z piórami zrobię? Tyle tego już znowu w szopie leży, a ty przyjeżdżasz ot, tak sobie na przejażdżkę, a worki kto zawiezie do Brzegu? Jak bez przyczepki, to po co przyjechała? Tylko przeszkadzają, tylko przeszkadzają… A pracować nie ma komu!
– On tak zawsze – szepnęła mi do ucha Zuzka.
A Gąsek dalej gadał i gadał:
– Zamówienie na nowe, gęsie pióra do ratusza jest, a zaostrzyć końcówek, żeby można było nimi pisać nie ma komu! Ludzie chcą nowych, puchowych poduszek, ale żeby po nie przyjechać – to nie. Ja sam muszę organizować transport do Brzegu, a stąd wcale tak blisko nie jest. A nakarmić całe to stado gęsi, to kto? Też ja, ale żeby przywieść karmę to już nie ma chętnego…
Monolog Gąska trwał i trwał, Zuzka nawet nie próbowała go przerywać. Usiadła tylko na ławeczce i wskazując mi miejsce obok siebie stwierdziła:
– Po pierwsze jest zupełnie głuchy i nie słyszy, gdy się do niego mówi. Po drugie jest tak zajęty opieką nad gęsiami, że nie ma czasu na rozmowę z nami. Co prawda ma brata bliźniaka, ale ten ma tylko zabawę w głowie. Cały czas serfuje po Odrze na lodowych krach, ale to cała historia. Sama opowiem ci o brzeskich gęsiach. A więc to było tak:

Gdy nad Odrą zawieje pierwszy mroźny wiatr, który fale na Odrze zetnie i zamieni je w spienione, białe kry to znak, że wkrótce nadejdzie zima. Skuje wtedy swymi okowami pola, opadną ostatnie trzymające się jeszcze gałęzi liście, a ludzie powyciągają z szaf swoje kożuchy i czapki. Starzy ludzie mówią wtedy, że brzeskie gęsi już wypłynęły na rzekę i idą obserwować, jak lodowe kry rozbijają się o słupy mostu. Pewnie jesteście zdziwieni, co wspólnego mają gęsi z lodowymi krami na rzece? Bardzo dużo, a związana z tym jest pewna ciekawa historia.

Wydarzyło się to wtedy, gdy Brzeg był jeszcze otoczony murem obronnym, a wokół grodu pełno było małych gospodarstw, w których mieszkańcy zajmowali się hodowlą bydła, ptaków domowych, a zebrane dobra przynosili na jarmark do miasta. Szczególnie z dobrych wyrobów słynął pewien gospodarz. Jego niewielka chata stała przy drodze na Lipki, otoczona wysoką zagrodą otaczającą sporych rozmiarów podwórko. Przyjeżdżający ludzie dziwy opowiadali o tym gospodarstwie. A to, że pełno tam gęsi, największych jakie kiedykolwiek widzieli. Chodzą te ptaki wokół całego domu, trawę skubią i podejść bliżej domostwa nie pozwalają, bo takie zaciekłe. Dziwne to było tym bardziej, że nikt inny w tych okolicach gęsi nie hodował, choć za gęsiną wszyscy w Brzegu przepadali. Dlatego też, gdy gospodarz na jarmark swoje ptaki przywoził zawsze bez problemów je sprzedawał co do jednego, a i jeszcze zamówienia na dalsze towary przyjmował. A to na pierze do pierzyny, bo córka za mąż wychodzi, a to na smalec gęsi, bo rany stare trzeba było wyleczyć, a to na jaja ogromne albo na mięso. Sam książę często do chłopa posyłał, żeby największe gęsi na jego stołach w czasie uczty się znalazły. Nic więc dziwnego, że wkrótce chłop stał się najbogatszy w okolicy, jego domostwo rozrosło się do sporej chałupy, a pieniądze w skrzyni zgromadzone na posag dla córki chował.

Nic też dziwnego w tym nie było, że i inni gospodarze chcieli go naśladować. Bardzo szybko jeden z drugim do gospodarza zapukał i o ptaki do hodowli poprosił. Jednak szybko przekonali się, że w ten sposób gęsi nie zdobędą. Gdy tylko który chciał ptaka kupić, zaraz mu gospodarz odmawiał, za próg wyrzucał i nic nikomu sprzedać nie chciał.
Postanowili więc ludzie do innych wiosek pojechać, tam gęsi kupić i sami hodowlę zacząć. Dziwne rzeczy zaczynały się wtedy dziać. Ani jeden z nich dłużej niż jedną noc nie miał gęsi na swoim podwórku. Wszystkie ginęły i śladu po nich nie było. Nie pomagało pilnowanie, zamykanie ptaków w komórkach, a później i w domach. Każda jedna gęś ginęła bez śladu. Zebrali się więc razu pewnego chłopi w gospodzie i zaczęli radzić.
– Nie może tak być, że tylko u niego jednego gęsi mogą po podwórku chodzić, a u nas nie! – wołali oburzeni.
– I co dziwniejsze, zawsze jak ktoś z nas kupi ptaki i na swój ogród wypuści, to w nocy wszystkie znikają.
– Bardzo to podejrzana historia, tym bardziej, że u tego chłopa wszystkie po podwórku chodzą, a mało tego mięso gęsie sprzedaje i sprzedaje, a nowe ptaki wciąż się u niego pojawiają.
– Musi to być jakaś nieczysta sprawa. Trzeba jednego odważnego, żeby to zbadał i o naszą sprawę zawalczył. Tylko czy się taki znajdzie? – zaczęli rozglądać się po sobie nawzajem.
Wtedy do stołu podszedł młody, nieznany nikomu chłopak i powiedział:
– Ja mogę sprawdzić, co się z waszymi gęsiami dzieje.
– A kim ty w ogóle jesteś? – spytali zgromadzeni chłopi.
– Jestem tu przejazdem, a siedząc przy stole nasłuchałem się waszych opowieści. A że takie tajemnice bardzo lubię, to z ochotą wielką się nimi zajmę.
– Dobrze, masz naszą zgodę – chłopi przytaknęli głowami.
– Muszę jeszcze tylko wiedzieć, który z was gęsi dzisiaj kupił, żeby je nocą przypilnować – powiedział nieznajomy.
Wieczorem do wskazanego gospodarstwa się udał, w zagrodzie z gęsiami się zaczaił i czekał. Długo, długo nic się nie działo. Gdy już miał ze zmęczenia oczy przymknąć nagle usłyszał łopot skrzydeł i gęganie. Zaraz się na równe nogi porwał, zza węgła wyjrzał. Zobaczył cichcem skradającego się chłopa, który furtkę uchylił i całe stadko gęsi z zagrody wygonił.
– Ciekawe, dokąd je pogoni – pomyślał nasz przyjezdny – a podejrzewam, że wiem dokąd teraz pójdą.
Jak można się było domyślić, tajemniczym chłopem był znany nam już gospodarz, który tylko jeden gęsi hodował. Wszystkie ukradzione ptaki do swojej zagrody pogonił, furtkę przymknął i spokojnie do chałupy poszedł. Nie namyślając się długo, chłopak po gospodarzy pobiegł i wszystko im opowiedział.
– Nie może tak być, żeby nas tak jawnie okradał – zaczęli wołać gospodarze – Idziemy zaraz do niego, gęsi mu policzymy, a moje łatwo rozpoznam, bo skrzydła im na czerwono poznaczyłem.
Poszli więc. Przed zagrodą stanęli i zaczęli wołać:
– Oddawaj nam nasze gęsi złodzieju! Przed dom wyjdź, a w oczy nam popatrz!
Na te słowa otworzyły się drzwi. Stał w nich człowiek ogromnego wzrostu. Nie był jednak wcale podobny do znanego im gospodarza. Wysoki z długą brodą sięgającą ziemi, a z ubrania kapały krople wody. Dziwne to było, bo deszcz nie padał, a tym bardziej pod dachem nie mógł przemoknąć. Nagle otworzył szeroko ramiona, tak że wszystkie gęsi w nie zagarnął i nie dotykając ziemi przesuwać się zaczął razem z ptactwem w kierunku rzeki. Przerazili się zgromadzeni ludzie.
Musi to być coś nadprzyrodzonego, bo zwykły człowiek do rzeki swoich gęsi nie popędzi! Ruszyli za nim, a on nad brzegiem Odry stanął, obrócił się do idących za nim ludzi i powiedział:
– Nie ważcie się moich gęsi tknąć! Jestem bowiem Viadrus, władca tej rzeki i wszystkie gęsi z Brzegu do swojego królestwa zabieram. Jeden tylko raz w roku będziecie mogli je zobaczyć. Gdy pierwsze mrozy zetną fale na rzece, wtedy moje gęsi wypłyną, aby wam przypominać, kto w tej krainie rządzi!
To mówiąc, zagarnął ptaki i do wody wskoczył.
Tak oto Brzeżanie poznali Viadrusa, który gęsi pod Brzegiem hodował. Od tego zaś czasu, gdy pierwsze mrozy chwycą, chodzą ludziska z mostu nad Odrą swoje gęsi, zamienione w białe kry na rzece, oglądać.

– A my, Piastoludki, gęsiami Viadrusa się opiekujemy. A wy, ludzie nawet nie wiecie, jak bardzo na tym korzystacie. Wasze poduszki są wypchane gęsim pierzem, właśnie stąd przywożonym do brzeskich sklepów, a Wielką Kronikę Miasta Brzeg piszemy gęsim piórem, też stąd przywożonym do ratusza.
Słuchałam tego z prawdziwym zainteresowaniem.
– Wielka Kronika Miasta Brzeg?
– Tak, jest taka – potwierdziła Zuzka – zapisujemy tam wszystkie wydarzenia od dnia powstania Brzegu, dzień po dniu. Jak inaczej znalibyście te wszystkie legendy o waszym mieście?
– A gdzie ją można zobaczyć?
– Zobaczyć? Nie można, tylko dla Piastoludków. A przechowujemy ją…
– Pewnie w ratuszu – wtrąciłam.
– A skąd! – zawołała Zuzka – Tam by spłonęła w tych pożarach, które ciągle gasi Ratuszek. Mamy ją schowaną w piwnicy w specjalnym schronie podziemnym. Każdego dnia wieczorem, gdy już nasz Kronikarz zapisze mijający dzień, zawożę ją tam osobiście. No, ale teraz czas już na nas, bo Kociołek zaczyna się denerwować. Jedziemy!
Wsiadając na siodełko ścigacza Zuzki, wciąż jeszcze słyszałam narzekanie Gąska:
– A teraz sobie tak po prostu pojechały… I nic, ani „dziękuję”, ani „do widzenia”! A gęsi mi rozgoniły po całej wiosce, bo furtki też za sobą nie zamknęły! Piór pogubionych wszędzie pełno, bo ptaki spłoszyły…

cdn…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Time limit is exhausted. Please reload CAPTCHA.