Ewa Fonfara: Piastoludki cz. 16

Radziu Aptekarz

Kociołek zdmuchnął świeczkę i ruszyliśmy w drogę powrotną. Udało mi się jeszcze tylko szybko chwycić ostatni kawałek pierniczka, po czym ciężkie drzwi zatrzasnęły się za nami. Drogę już znaliśmy, zresztą widać było, że dla Piastoludków podziemne trasy nie stanowią tajemnicy. W czasie drogi Kociołek ciągnął dalej swoją opowieść.
– Powinnaś już wiedzieć, że każdy mieszkaniec Brzegu ma swojego opiekuńczego Piastoludka. Tak było od zawsze i dlatego też Aptekarz, który wymyślił tajemniczą miksturę nie pracował sam. Pomagał mu jego Piastoludek. Razem prowadzili aptekę, a swoimi lekami leczyli zarówno ludzi, jak i Piastoludki. Wzajemnie uzupełniali swoją wiedzę, a to co odkryli zapisywali w Księdze Receptur. Tam też należy szukać składu mikstury przeciwko Kiciumordce.
– Tylko gdzie teraz tego szukać? – spytała Ula – Wiadomo, że apteka na rynku już nie istnieje, z kamienicy pozostał jedynie ozdobny balkon, aż strach pomyśleć co stało się ze starymi zapiskami.
– Też się boję, że nie uratujemy naszego świata – dodała Zuzka.
– Spokojnie – odpowiedział Kociołek – Piastoludki nie pierwszy raz są w tak niebezpiecznej sytuacji i nie pierwszy raz ratują to miasto. Z tego co wiem wszystko ocalało i jest w aptece.
– Jakiej aptece? – krzyknęła Ula, która była już wyraźnie zirytowana całą tą piastoludkową tajemnicą.
– Piastowskiej, oczywiście! Zaraz do niej wejdziemy, bo to już tutaj – Kociołek pchnął ciężkie drzwi, które ustąpiły dosyć łatwo mimo tego, że wyglądały na dawno nie używane.

Naszym oczom ukazał się dziwny widok. W rozległym pomieszczeniu pod ścianami z których zwisały długie pajęczyny, stały równymi rzędami drewniane półki. Na nich poukładane równiutko mniejsze i większe flakony, pękate butelki, buteleczki, zaś w rogu ogromny szklany flakon w wiklinowym koszu. Pod ścianą z drugiej strony znajdował się drewniany stół z palnikami, wagami i moździerzami. W rogu zaś pomieszczenia nad ogniskiem umieszczonym w specjalnym, kamiennym dole wisiał na trójnogu ogromny, żeliwny kocioł, w którym coś bulgotało. Z kotła wydobywały się kłęby pary, a na koślawym, drewnianym taborecie stał siwiuteńki stworek w okularach mieszając w kotle ogromną, metalową łychą. Nie trudno było się domyślić, że stworek to Radziu Aptekarz, którego zaskoczyliśmy przy przygotowywaniu jakiejś tajemniczej mikstury.
– Co tu tak śmierdzi? – Ula pociągnęła nosem krzywiąc się przy tym niemiłosiernie.
– Tylko nie śmierdzi, nie śmierdzi! – Radziu odwrócił się z uśmiechem do nas ukazując szereg równiutkich zębów – To bardzo ważna mikstura, którą właśnie przed chwilą wymyśliłem. Pomaga na bóle zębów i pobudza wyrastanie nowych.
– Zębów? Nowe zęby? – Kociołek wyraźnie zainteresował się miksturą – Wypiję całą, byle mi tylko nowe wyrosły!
– Tylko spokojnie – odpowiedział Radziu Aptekarz – to dopiero początek, jeszcze nie znam ostatniego składnika. Ale, ale… Co was tu sprowadza?
– Stała się rzecz straszna – zaczął opowiadać Kociołek – zniknął kamień z kapeluszem Fryderyka i podejrzewamy, że ukradło go to złośliwe stworzenie, którego imienia strach wymówić.
– Jeśli jest tak, jak mówisz, to rzeczywiście stała się rzecz straszna – Radziu odłożył chochlę i nakrył kocioł wielką pokrywą – To teraz musi się gotować na wolnym ogniu do jutra, ale wróćmy do sprawy. Jeśli Kiciumordka naprawdę się pojawiła, to jest tylko jeden sposób, aby się jej pozbyć.
– Właśnie, to już odkryliśmy w Wielkiej Księdze – wtrąciła Zuzka – chodzi o tajemniczą substancję, której zapachu Kiciumordka nie znosi. Nie znamy jednak składu mikstury. Jesteś naszym jedynym ratunkiem!
Radziu podrapał się po głowie, pomruczał sam do siebie: hmm, hmm, gdzie ja to mam… Tu? A może tu schowałem…. Nie, to nie to… – po czym zaczął przekładać grube tomiska oprawione w skórę leżące na najniższej półce. No niemożliwe, żebym to zgubił!
– Byłoby dobrze gdybyś trzymał tu porządek! – krzyknął zirytowany Kociołek.
– Porządek? – Radziu spojrzał na niego wzrokiem tak zdziwionym, że przestraszony Kociołek zamilkł natychmiast – W aptece nie może być porządku. Gdyby tu był ład to nie byłoby pajęczyn, a te potrzebne mi są do mikstur na oczy, gdyby tu był porządek to nie byłoby myszy, a z ich ogonków wydzieram włoski, gdy sporządzam leki na ból uszu, a gdyby…
– Dobrze, już dobrze – Zuzka też się wyraźnie zdenerwowała – Szukaj receptury na Kiciumordkę, proszę!
– Z całą pewnością jest w którejś z Ksiąg – to mówiąc Radziu Aptekarz otworzył drzwi olbrzymiej, drewnianej szafy, a naszym oczom i ku naszemu przerażeniu, ukazały się setki opasłych tomisk, pergaminów oraz pomniejszych brulionów.
Kociołek krzyknął:
– Własnym oczom nie wierzę! Przecież będziemy to przeglądać do końca życia!
– Nie martw się – odparł Radziu – Mam tu nadzwyczajny porządek. Wystarczy mi tylko podać datę, choćby w przybliżeniu, a znajdziemy odpowiednią recepturę.
– Mniej więcej dwieście, trzysta lat temu – zawołała Zuzka.
– A więc to będą te tomiska – Radziu wyciągnął dwie księgi i położywszy je na stole zaczął przeglądać poszczególne przepisy. W końcu z zadowoleniem wskazał palcem na jeden z nich.
– To będzie ten!

Na te słowa wszyscy pochyliliśmy się nad pożółkłymi stronicami. Niestety, pismo było dla nas niezrozumiałe.
– W jakim to jest języku? – spytała Ula.
– Stary piastoludzki – odparł Radziu Aptekarz, po czym widząc nasze zasmucone miny dodał – Nie martwcie się, znam go na tyle jeszcze, aby przepis przetłumaczyć.
To powiedziawszy usiadł za stołem i dziarsko zabrał się do roboty.

cdn…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Time limit is exhausted. Please reload CAPTCHA.