Morsowanie – czyli jak to się u nas zaczęło

Jeśli ktoś myśli, że morsowanie w Brzegu zaczęło się wczoraj, to grubo się myli. Początki zimowych kąpieli sięgają co najmniej 2008 roku (28 grudnia 2008 – pierwsza kąpiel Niutka na Babim Lochu), gdy zimy były śnieżne, a mrozy nierzadko siarczyste. Okoliczne akweny skuwał lód i można, a nawet trzeba było samemu wykuwać przerębel.

brzeg_bkmawnaprzelaj_rekord_img_0832

Prekursorem brzeskiego morsowania jest Niutek – Heniutek, były członek Brzeskiego Klubu Miłośników Aktywnego Wypoczynku „Na Przełaj”, który kolejno zarażał swoją pasją coraz to nowe osoby. Tak powstała Sekcja Morsowa klubu, której logo ma kolor niebieski – jak woda, a na nim biała foczka z rowerem na nosie – bo w końcu to rowerzyści wszystko zaczęli (logo sekcji zaprojektował Andrzej S.). To także wtedy zaczęły się pierwsze morsowe ogniska, bo jak tu się ogrzać po kąpieli, gdy nie chcesz się jeszcze żegnać z morsowymi towarzyszami? Pierwszą foczką w tym gronie była Bianka, a naszym najmłodszym morsem – Filip, bo morsował będąc w brzuszku u mamy Kasi. Potem dopiero była Emilka i Kamil.

dsc_0234dsc_0270

Niestety morsy z Brzegu nie miały i nadal nie mają własnego kąpieliska na terenie miasta. Basen miejski wciąż nie grzeszy czystością i pewnie sporo wody jeszcze upłynie, nim ktoś się tam wykąpie. Pozostają za to okoliczne, bardzo gościnne akweny. Kto dziś pamięta, dlaczego wtedy zdecydowano się na Babi Loch…? Trzeba przyznać, że była to dobra decyzja, bo zimą jest to wyjątkowo urokliwy i spokojny zakątek.

dsc_0496dsc_0548

Obecnie miejsc do kąpieli, jak i samych kąpiących z roku na rok przybywa. Po sąsiedzku mamy morsy lewińskie, które zapewne moczą się na Żwirowni. Dla kilku osób przyjazne okazało się kąpielisko na Żłobiźnie, inni chwalą sobie kąpiele w Sielskiej Wodzie. Byli też tacy, co próbowali kąpać się w Odrze (tego nie polecamy). Morsowanie stało się obecnie tak bardzo popularne, że motyw morsowań pojawił się w pewnej reklamie, a ostatnio czytałam nawet pracę dyplomową na temat efektów morsowania. Mimo tego wciąż wiele osób dziwi się i kiwa z niedowierzaniem głową, gdy patrzy na „śmiałków” wchodzących do zimnej wody.

dsc_0584dsc_0600

Mamy przełom roku 2016 i 2017, za chwilę na dobre rozpocznie się kolejny sezon morsowy na Babim Lochu (oficjalnie 13 listopada br. – odsyłam do kalendarza portalu). Przez te dotychczasowe 8 sezonów wiele się działo: było sporo kociołków, były imprezy andrzejkowe, mikołajkowe, walentynki, imprezy karnawałowe, kilka sylwestrów, urodziny Morsa, powstało sporo zdjęć i filmików. Wiele razy odwiedzała nas telewizja, wypaliliśmy sporo ognisk i piekliśmy nie tylko kiełbaski, ale też owoce i inne smakołyki. W poprzednim sezonie zainicjowaliśmy udział naszych morsów w próbie bicia rekordu Guinnessa (na oficjalne wyniki wciąż jeszcze czekamy, kąpiel odbywała się wtedy w Sielskiej Wodzie).

W 2012 roku po raz pierwszy u morsów na Babim Lochu pojawiła się Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy (dokładnie 8 stycznia 2012). Wzięliśmy też udział w zlocie morsów Opolszczyzny w Dobrodzieniu, odwiedziliśmy słynne wodospady: w Harrachovie i Przesiece (wodospad Podgórnej to dosłownie „mekka” wszystkich morsów i foczek z całej Polski). Przez ten czas było wiele debiutów, odwiedzali nas i nadal odwiedzają naprzełajowi rowerzyści, bo zimy zrobiły się bardzo łagodne i można pedałować cały rok. Ludzie przychodzi i odchodzili – to normalna kolej rzeczy. Wszystkich nas łączy jednak to, że lubimy te nasze zimowe kąpiele i długie rozmowy przy ognisku – bo morsowanie to zabawa, radość, masa endorfin i samo zdrowie! Nikt tu nic nowego nie wymyśli, choćby bardzo się starał.

dsc_0740dsc_0791

Teraz będzie trochę prywaty: pamiętam swój pierwszy morsowy raz, był styczniowy wieczór 2011 roku, godzina 19-ta (to już prawie noc), poniedziałek. Babi Loch cały w lodzie, trzeba było poprawić przerębel, a ten był oddalony sporo od brzegu, bo tam głębiej, ale też nie za głęboko. Po szybkiej rozgrzewce, w pożyczonych rękawicach, zdenerwowana, nie umiałam założyć specjalnych skarpet, więc ich nie założyłam. Idąc po lodzie do przerębla poślizgnęłam się i wpadłam prawie po kolana do wody, przestraszyłam się jeszcze bardziej, ale koledzy, z którymi wtedy byłam, nie pozwolili mi zrezygnować (no i bardzo dobrze). Poszłam więc dalej. Już nie pamiętam jak weszłam do wody, była chyba po pas i dosłownie mnie zatkało, prawie nie mogłam oddychać… Moja pierwsza kąpiel trwała dosłownie chwilę, po wyjściu miałam kłody drewna zamiast nóg, a ciało całe czerwone, za to byłam zadowolona i szczęśliwa na maxa – dokonałam przecież niemożliwego – tak mi się wtedy wydawało.

to-ja

Mój debiut 🙂

A dziś? No cóż – nadal jest tak wspaniale, jak było na początku, tylko lepiej!! 🙂

dsc_0968dsc_1096

dsc_1109dsc_1318

dsc_1455dsc_1617

dsc_1653dsc_1762

p1050404p1050991

u.b.
fot: materiały red.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Time limit is exhausted. Please reload CAPTCHA.